Wyjazd w Karkonosze i nocleg w schronisku górskim Szrenica usytuowanym na wysokości 1362 m.n.p.m na wierzchołku góry o tej samej nazwie był prezentem na 14. rocznicę naszego ślubu. Wybrałam opcję noclegu w schronisku i pobyt w górach z rodziną zamiast pobytu w SPA, bo moim marzeniem było dotrzeć w końcu na Śnieżne Kotły 🙂
Muzeum Miejskie – Dom Gerharta Hauptmanna
Karkonoską przygodę rozpoczęliśmy w bardzo deszczową aurę, więc zdecydowaliśmy się przeczekać deszcz w domu Gerharta Hauptmanna w Jagniątkowie. Jako miłośniczka kryminalnych powieści Sławka Gortycha o karkonoskich schroniskach, była to dla mnie nie lada gratka. Zwiedzając to miejsce przenosiłam się oczami wyobraźni do książkowych scen, które się tu rozgrywały z Jackiem Węglorzem w roli głównej. Nie będę rozpisywać się na temat samego muzeum, bo wiele jest informacji w internecie, jedno mogę stwierdzić: musicie kiedyś odwiedzić to miejsce i poczuć atmosferę tajemnic i historii tu zamkniętych.



















































Szrenica / karkonoskie wodospady / Pramen Labe
Historia schroniska na Szrenicy sięga lat 20. XX wieku, a budynek przeszedł wiele zmian – od schroniska niemieckiego, przez strażnicę WOP, aż do obecnej formy po gruntownym remoncie w latach 70. i 90. Znane z silnych wiatrów i surowego klimatu, stanowi ważny punkt na szlaku turystycznym. Dotarliśmy tam wyciągiem krzesełkowym ze Szklarskiej Poręby. Wybraliśmy ten sposób dotarcia na szczyt ze względu na wypchane po brzegi plecaki z rzeczami na trzy dni pobytu. Pogoda zaczęła nam sprzyjać, bo na wjazd przestało padać, nie wiało już tak mocno, a niebo się przejaśniało.
Do naszej dyspozycji mieliśmy apartament dwupokojowy z łazienką (tak! takie luksusy tylko na Szrenicy). Po szybkim posileniu się, wyruszyliśmy na pierwszą wycieczkę – polsko-czeska pętlę, a w niej źródła rzeki Łaby, Łabski Wodospad, Ambrožova vyhlídka i Pančavský vodopád. Dla wielu miłośników karkonoskich wędrówek, te miejsca są bardzo dobrze znane, natomiast my szliśmy tędy pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni raz. Pogoda nam dopisała, a widoki były cudowne!



















































































































































Śnieżne Kotły
Nadszedł dzień spełniania marzenia, czyli wędrówka na Śnieżne Kotły. Widok z okna o piątej rano na Kotlinę Jeleniogórską był oszałamiający i zapowiadał piękną i sprzyjającą aurę. Śniadanie zjedliśmy w schronisku (w końcu udało się spróbować sławetnych naleśników z jagodami!) i wyruszyliśmy na szlak. Ścieżka do miejsca docelowego wiodła oczywiście przez Łabski Szczyt, na którym zakończyła się ostatnia nasza próba dojścia do Śnieżnych Kotłów (zawrotka z powodu ulewy i gradu w czerwcu 2023). Tym razem musiało się udać i się udało! Bez problemu dotarliśmy do magicznej chatki, czyli przekaźnika RTON oraz do kotłów polodowcowych. Widok zapierał dech w piersiach, a ja znając historię z książek Sławka miałam w głowie dodatkową projekcję wszystkich scen opisanych na kartkach powieści „Schronisko, które przestało istnieć”. Po zachwytach wróciliśmy spokojnym krokiem na Szrenicę na obiad, a na dokładkę wieczorem poszliśmy na spacer na Trzy Świnki i podziwialiśmy fenomenalny zachód słońca. Najpiękniejsze rzeczy na świecie są za darmo: miłość, wspólny czas i przyroda.



































































































































Schronisko na Hali Szrenickiej / Wodospad Kamieńczyka
Nasz pobyt w schronisku dobiegł końca, więc czekała na nas piesza wędrówka ze Szrenicy do Szklarskiej Poręby. Dwa dni pięknej pogody w Karkonoszach w maju to i tak całkiem nieźle, nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej pogody. Jednak powrót odbywał się już w cięższej aurze – deszcz, wiatr i mgła, równowaga w przyrodzie musi być 🙂 Na urodzinowe śniadanie Krzycha zatrzymaliśmy się w schronisku na Hali Szrenickiej, gdzie przy jajecznicy i naleśnikach wybrzmiało gromkie sto lat. Towarzyszył nam przy tym rezydent tego miejsca – kot Wacław, który skradł nasze serca. Po posiłku ruszyliśmy trochę niechętnie w dalszą drogę. Czekała nas wędrówka po kamienistej drodze, która po deszczu nie należała do najprzyjemniejszych. Gdy dotarliśmy do Wodospadu Kamieńczyka, obowiązkowo zaliczyliśmy zwiedzanie w kaskach. Miny mieliśmy już ciut weselsze, bo deszcz już tak bardzo nie zacinał i do Szklarskiej Poręby nie było tak daleko. Szczęśliwie powróciliśmy w doliny!



















































