Bałtyk

dzień 1
Klasycznie jak co roku długa droga do miejsca destynacji, a w nagrodę przywitanie się z morzem. Tym razem padło na Wicie – małą miejscowość, położoną niedaleko Jarosławca. Ciekawostką jest to, że właśnie w Wiciu przebiega środek polskiego wybrzeża. Zatrzymaliśmy na tydzień w przytulnych domkach blisko morza – 3W Wicie, a pierwszy posiłek po podróży zjedliśmy w restauracji Życie Gruzji.
I tak rozpoczęliśmy kolejne wakacje nad Bałtykiem.

dzień 2
Nad morze przyjeżdża się po to, by poleniuchować, ale my należymy do osób, które odpoczywają aktywnie. Niedziela upłynęła nam na zwiedzaniu Jarosławca. Udaliśmy się na niemal 200-letnią ceglaną latarnię morską (33,3m), z której rozciąga się widok na Bałtyk, panoramę Jarosławca, a także dwa jeziora: Wicko i Kopań. Następnie zwiedziliśmy scenograficzne Muzeum Bursztynu, które zrobiło na nas duże wrażenie. Wystawy w nim są podzielone na: las bursztynowy, kopalnię bursztynu, inkluzję oraz galerię projektantów. Wszystko o bursztynie zostało pokazane w bardzo ciekawy sposób. Niewątpliwą atrakcją okazała się kopalnia, gdzie dzieci mogły przesiewać sitem piasek, znaleźć i zabrać ze sobą kruszynki bursztynu.
Kolejnym punktem dnia była wizyta na sztucznej plaży Dubaj. Została ona utworzona, by chronić wysoki klif Jarosławca przed osunięciem, a jednocześnie stała się atrakcją miejscowości. Oczywiście wybraliśmy się również na przystań rybacką i podziwialiśmy jarosławieckie kutry i kręcące się wokół nich mewy. Lubię te klasyczne bałtyckie obrazki…

dzień 3
W poniedziałek wypadały imieniny Maksymiliana, więc odpowiednio uczciliśmy ten dzień. Było plażowanie na spokojnej plaży w Rusinowie, spacer jarosławiecką plażą, aż do ujścia rzeki Głównica, wizyta w lunaparku oraz podziwianie przepięknego zachodu słońca. To był dobry dzień, pełen wrażeń i uśmiechów!

dzień 4
Czwarty dzień upłynął nam na korzystaniu z pięknej aury, co nad Bałtykiem zdarza się nieczęsto. Ponownie zażyliśmy kąpieli słonecznych i morskich na plaży w Rusinowie, a dzień zakończyliśmy w Jarosławcu. Po raz drugi nie przeszliśmy obojętnie obok lunaparku, a jako przekąskę zaserwowaliśmy sobie pyszne smażone szprotki. Ciekawostką jest, że w Jarosławcu, niedaleko wejścia na plażę Dubaj, znajduje się Zielony Domek, zwany grzybkiem. Według informacji zamieszczonych w internecie, powstał on w latach ’50 XX wieku jako część telekomunikacyjnego zakładu pracowniczego z Poznania (RiT). Na klifie powstało w sumie kilka domków tworząc ośrodek pracowniczy. Do dziś ostał się tylko jeden. Pozostałe domki osunęły się wraz z klifem do morza. Domek jest własnością prywatną, ale spacerując deptakiem można zatrzymać się i zrobić zdjęcie (najlepiej, gdy dzień ma się już ku końcowi).

dzień 5
Należał do tych dni, które wykorzystuje się do zwiedzania (opalenizna musi się wchłonąć, więc pogoda wie, co robi 🙂 ). Wybraliśmy się więc do Darłówka – nadmorskiej dzielnicy miasta Darłowa. Znajduje się tu port przeładunkowy, rybacki, a także turystyczny. Weszliśmy na latarnię morską, która jest zlokalizowana tuż przy wejściu do portu. Jej wieża ma wysokość 22m, więc nie należy do najwyższych na polskim wybrzeżu. Przeszliśmy się po falochronie wschodnim, a ja skorzystałam ze sposobności i wypłynęłam z Maksem w rejs statkiem Król Eryk I. Szymon został z babcią na lądzie, ponieważ nie chciał powtarzać tej samej przygody sprzed 9 lat 🙂 Na pokładzie oprócz widoków, kołysania i morskiej bryzy, czekała na nas atrakcja w postaci pełnienia wachty morskiej i zostania sternikiem manewrowym. Oczywiście Maks skorzystał z propozycji i przyjął morskie imię Huragan.
Na rzece Wieprza, która w Darłowie wpływa do morza, wybudowano nietypowy, rozsuwany most, łączący Darłówko Wschodnie z Zachodnim. To jedyny taki most w naszym kraju, więc przeszliśmy nim i na plaży Darłówko Zachodnie urządziliśmy sobie popołudniowe plażowanie. Na zachód słońca wróciliśmy do Wicia i podziwialiśmy piękny klif. Ten dzień był po brzegi wypełniony atrakcjami!

dzień 6
Mówisz: Bałtyk! Myślisz: gokarty! Tak, tak wiadomo, że nie wszyscy mają takie myśli, ale my mamy! Bardzo lubimy ten rodzaj aktywności, zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy ze sobą rowerów. Cały dzień spędziliśmy w Jarosławcu na spacerach, a wieczorem wybraliśmy się na przejażdżkę gokartami po krótkim odcinku międzynarodowego szlaku rowerowego wokół Bałtyku R-10, zwanego również Nadmorskim Szlakiem Hanzeatyckim. Wycieczka się udała, bo oprócz aktywności i ruchu na świeżym powietrzu, trafiliśmy na przepiękny zachód słońca.

dzień 7

Nadmorskie wakacje dobiegły końca. Piątek był dniem pożegnalnym. Plażowaliśmy do momentu, w którym chmury całkowicie zasłoniły słońce i zaczęło padać. Wieczorem wyszliśmy na spacer po Wiciu i zaliczyliśmy wizytę w salonie gier oraz w kawiarni na obowiązkowego gofra. Jeszcze ostatni spacer brzegiem morza przy zachodzie słońca i można wracać do domu. Nasz pobyt w całości i tak można zaliczyć do udanych, jeśli chodzi o pogodę, ponieważ na wszystko znaleźliśmy czas: plażowanie, zwiedzanie, relaks, spacery…
To był dobry czas!